Kilka tygodni temu, pod moim
biurem, zaczęłam wysiadać z samochodu, gdy Radek wyciągnął rękę z paczką
miętówek. Poruszałam głową na znak, że nie mam ochoty.
- Jeszcze się będziesz prosić –
powiedział z uśmiechem.
Często oboje używaliśmy tego
dziecinnego powiedzonka. Znamy się od przedszkola. Później, na kilka szkolnych
lat, nasze drogi się rozeszły. Spotkaliśmy się znów na pierwszym roku studiów i
odtąd byliśmy nierozłączni. Kiedyś wspominaliśmy te najdawniejsze czasy i
zaśmiewaliśmy się z przypomnianych wyliczanek, wierszyków i właśnie takich
powiedzonek. „Jeszcze się będziesz prosić”, jako odpowiedź na odmowę
czegokolwiek, weszło na stałe do naszego słownika.
Właśnie… byliśmy nierozłączni.
Gdy teraz patrzę wstecz, to już
wiem, że pierwsze symptomy tego, że coś jest nie tak, zlekceważyłam. To było z
półtora miesiąca temu. Wychodziłam z łazienki, gdy usłyszałam, że Radek kończy
rozmowę przez telefon:
- Do zobaczenia – powiedział i się
rozłączył.
- Kto dzwonił? – zapytałam.
- Kamila – odpowiedział.
Kamila to żona jego serdecznego
przyjaciela, Roberta. Sporo od niego młodsza. Nie przepadam za nią, ale czasem
spotykamy się we czwórkę.
- Zaprosiłeś ich? – zapytałam –
Mogłeś to ze mną uzgodnić – powiedziałam nieco naburmuszona.
- A nie, nie – odpowiedział – Tak
jakoś mi się powiedziało.
Po kilku dniach, właśnie jedliśmy
kolację, gdy odezwał się telefon Radka. Sięgnął po aparat, rzucił okiem na
wyświetlacz, powiedział „przepraszam” i wyszedł z telefonem na korytarz.
Poczułam się nieswojo. Nigdy się nie zdarzyło, by któreś z nas, odbierając
telefon, wychodziło z pokoju. To wyjście Radka było dziwne.
Gdy wrócił po prostu usiadł, bez
słowa, przy stole. Ja też się nie odezwałam.
Przez cały wieczór nie mogłam
ukryć, że poczułam się dotknięta. Radek szybko to zauważył.
- Co masz taką minę? – zapytał. –
Stało się coś?
- Nic – powiedziałam.
- No przecież widzę.
Nie zareagowałam. Radek przyjął to
za dobrą monetę, wziął pilota TV do ręki i, jak to ma w zwyczaju, zaczął
przerzucać kanały.
Dwa dni później, krótko przed
17-tą, zadzwonił Radek.
- Kochanie, przepraszam, ale nie
mogę cię dziś odebrać z pracy. Poradzisz sobie?
- Czy coś się stało? –
odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nic, ale muszę coś załatwić. Będę
w domu na kolację.
- Jasne, że sobie poradzę –
rzuciłam i rozłączyłam się.
„Co się dzieje?” pomyślałam
nerwowo. Nigdy się tak nie zachowywał. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć
te dni, w które nie przyjeżdżał po mnie, pod biuro. Przez 15 lat małżeństwa!
No, prawie 15. W przyszłym miesiącu mamy okrągłą rocznicę.
Wyszłam z pracy, ale nie poszłam na
przystanek autobusowy, tylko postanowiłam się przejść. Byłam wściekła i rozżalona
równocześnie. Miałam mętlik w głowie. Zaczęłam analizować wydarzenia ostatnich
tygodni. Te dziwne telefony, rozmowy prowadzone tak, bym nie słyszała.
Wyobraźnia zaczęła mi podpowiadać coraz gorsze scenariusze. Nagle odkrywałam,
że było jeszcze kilka zdarzeń, które były niby zwyczajne. W ubiegłym tygodniu,
w czasie zakupów w galerii, nagle zniknął, a gdy po ponad pół godziny się
odnalazł twierdził, że poszedł oglądać komputery i tak jakoś zeszło. A może po
prostu w tajemnicy dzwonił do kogoś? W weekend pojechał do swoich rodziców i
przyjechał spóźniony ponad dwie godziny. Mówił, że mama sobie wymyśliła
przesuwanie mebli. Wtedy nie przywiązywałam do tego szczególnej wagi, bo jego
mama często ma jakieś zadania dla Radka, które wygłasza dopiero wtedy, gdy ten
zbiera się do wyjścia. Może wcale nie był u rodziców? A może po wizycie u nich
pojechał gdzieś jeszcze?
Nawet nie zauważyłam jak doszłam do
domu, za to byłam już prawie pewna, że Radek kogoś ma. Byliśmy naprawdę dobrym
małżeństwem i nigdy nie przychodziło mi do głowy, że mógłby mnie zdradzać.
Teraz jednak ta myśl stała się natrętna. Koleżanki czasem opowiadały, jak to
nieprzerwanie są czujne, jak to kontrolują swoich mężów, bo nigdy nie wiadomo
co chodzi po głowie facetowi po czterdziestce. Zawsze z pobłażaniem uśmiechałam
się na to gadanie. „Może waszym facetom się to zdarza, ale nie mojemu Radkowi”
– myślałam. Teraz przyszło mi na myśl, że może byłam naiwna.
Tego wieczoru i przez następne
kilka dni na pytania Radka, czemu jestem taka smutna, odpowiadałam wymijająco,
że chyba bierze mnie grypa. Jak nie widział popłakiwałam. I nieprzerwanie
myślałam co powinnam zrobić.
Trzy dni temu, we czwartek,
zwolniłam się wcześniej z pracy. Chciałam przejść się po śródmieściu, zajrzeć
do kilku sklepów. Po prostu choć na chwilę oderwać się od dręczących myśli.
Stanęłam przed jakąś wystawą i w chwili, gdy się odwracałam, by ruszyć dalej,
zobaczyłam ich. Po przeciwnej stronie ulicy Radek pomagał wsiąść do naszego
samochodu…. Kamili, żonie jego przyjaciela. Śmiali się oboje, bo to wsiadanie
było utrudnione. Kamila trzymała wielki, zjawiskowo piękny bukiet z irysów.
Ukłucie jakiego doznałam było tym większe, że uwielbiam te kwiaty. Stałam jakby
mnie wmurowało. Chciałam wejść do sklepu, by się schować, by mnie nie zobaczyli,
ale nie potrafiłam się ruszyć. I tak mnie nie zauważyli. W końcu udało im się
wpakować bukiet, Radek obszedł samochód, wsiadł i odjechali.
Zatrzymałam taksówkę. Ledwo
zdążyłam podać kierowcy adres rozryczałam się. Nie mogłam się powstrzymać.
Szlochałam głośno. Taksówkarz zerkał przestraszony we wsteczne lusterko i
dopytywał czy może mi pomóc.
- Nie, nie może pan. – Rzuciłam
przez łzy, ale pytanie trochę mnie otrzeźwiło.
Wpadłam do domu, nawet nie
zdejmując kurtki, ściągnęłam z pawlacza walizkę. Zaczęłam do niej wrzucać
rzeczy Radka. Wszystko, co mi się nawinęło pod ręce, a do niego należało,
lądowało w walizce. To mnie nieco uspokoiło. Już wiedziałam co powinnam zrobić.
Przed 18-tą przyszedł Radek. Stanął
jak wryty.
- Wynoś się! – wycedziłam.
- No co ty?! – krzyknął.
- Powiedziałam: wynoś się!
Radek był tak oniemiały, że zaczął
się uśmiechać:
- To jakiś żart, tak? Chcesz, żebym
powiedział „jeszcze się będziesz prosiła”, tak?
- Przestań! – wrzasnęłam. To nasze
powiedzonko, które wybrzmiało w tej chwili, wyzwoliło we mnie kolejną falę łez.
- Przestań błaznować. Widziałam
was! Widziałam cię z Kamilą! Wynoś się, bo nie ręczę za siebie.
Radek zaczął się śmiać. Głośno,
gardłowo. Śmiał się tak, że nawet łzy zaczęły mu płynąć.
- Lilka, zlituj się. – Radek
nieprzerwanie się śmiał. – To nieporozumienie.
- To ja wyjdę! – krzyknęłam.
Chwyciłam swoją torebkę i wybiegłam z mieszkania.
Noc spędziłam u koleżanki.
Następnego dni wręcz powlekłam się
do pracy. Nie byłam w stanie na niczym się skupić. Radek kilkakrotnie usiłował
się do mnie dodzwonić, ale od razu odrzucałam połączenia. Gdy uświadomiłam
sobie, że tego dnia przypada nasza rocznica ślubu, fala rozżalenia weszła w
punkt kulminacyjny. Większość dnia spędziłam w biurowej toalecie, bo już nie
mogłam znieść ciągłych pytań i współczujących spojrzeń.
Zwolniłam się godzinę wcześniej, bo
postanowiłam pojechać do naszego mieszkania po kilka moich rzeczy. Liczyłam na
to, że Radka tam jeszcze nie będzie.
Dosłownie kilka minut po tym jak
weszłam do domu, odezwał się dzwonek. Przez wizjer zobaczyłam, że pod drzwiami
stoi … Robert, przyjaciel Radka. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, że
on też już się dowiedział o romansie mojego męża i jego żony.
Otworzyłam.
- O, Lilka! – powiedział Robert
radośnie. Po czym dodał:
- Zbieraj się. Zrób sobie co tam
kobiety robią na wielkie wyjścia, wskakuj w najlepszą kieckę. Idziemy na bal.
- Zwariowałeś?? – zawołałam.
- Ależ skąd! Z moją głową wszystko
w porządku – powiedział, przeciągając dłonią po swojej łysinie – Ale ty chyba
musisz sobie głowę poprawić.
Dopiero w tym momencie uświadomiłam
sobie jak koszmarnie muszę wyglądać. Doba płaczu, nieprzespana noc musiały
zostawić widoczne ślady.
- No dalej. – Robert lekko mnie
popchnął w stronę łazienki. – Idziemy się zemścić.
Jak automat weszłam do łazienki.
Do teraz nie wiem co mi
przyświecało, bo miałam całkowitą pustkę w głowie, ale posłusznie weszłam pod
prysznic, umyłam włosy, zrobiłam makijaż, a potem owinięta ręcznikiem wyszłam
po sukienkę. Robert siedział w fotelu, popijał kawę.
- Zrób mi też, proszę –
powiedziałam.
Po 10 minutach byłam gotowa.
- Jesteś zjawiskowa! – Z
nieukrywanym podziwem powiedział Robert.
Wsiedliśmy do jego samochodu, a ja
nie pytałam nawet dokąd jedziemy. Byłam oszołomiona. Poruszałam się jak automat.
Zawsze mi się wydawało, że człowiek nie może nic nie myśleć, że zawsze myśli,
choćby o tym, że nie myśli. Ale ja wtedy naprawdę czułam pustkę w głowie. Nagle
zatrzymaliśmy się przed jakimś hotelem.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam
bezbarwnym głosem.
- Zaraz zobaczysz.
Weszliśmy do budynku. W hallu było
pełno ludzi. Gdy przyzwyczaiłam wzrok do jaskrawych świateł zobaczyłam mojego
Radka. Stał na środku, z wielkim, fioletowym bukietem irysów.
- Dziękuje za nasze piętnaście lat
– powiedział. – I jeszcze się proszę o następne.
Przez łzy dostrzegłam, że tłum za
Radkiem to nasi znajomi i przyjaciele.
- A ja myślałam… bo ja byłam pewna
… - Usiłowałam wytłumaczyć. – Kocham cię, wybacz mi – szepnęłam.
Podeszli Kamila i Robert. Śmiali
się tak, że niewiele zrozumiałam z życzeń jakie nam składali.
Dopiero, gdy zabawa na dobre się
rozkręciła opowiedzieli mi historię, jak to mój Radek postanowił w tajemnicy,
przy pomocy przyjaciół, zorganizować bal, z okazji naszej piętnastej rocznicy
ślubu.